Trump tej broni użyje zapewne i tak, nawet gdyby Niemcy i Unia nie próbowali mu podskakiwać i przyjmowali jego zarządzenia, prowadzące do zwasalizowania zubożałej Europy przez dążące do odzyskania mocarstwowości Stany, z pokorą. W logice "rewolucji zdrowego rozsądku" przyszłość "starego kontynentu" jest jasna: skoro straciła podstawy do odgrywania roli suwerennej, to albo będzie kolonią amerykańską, albo chińską. W tej chwili jest pod ogromnym wpływem Chin i jej rosyjskiego junior-partnera, z powodu egoizmu Niemców, którzy na rosyjskiej i chińskiej taniosze oparły cały swój pomysł na istnienie, oraz ideologii klimatyzmu, która pozwoliła Pekinowi zdominować surowcowo i zalać swymi wyrobami wszystkie kraje, stawiające na tzw. zielone, czy też "odnawialne" technologie. Trump zamierza ją spod tego wpływu uwolnić, uzależnić od surowców amerykańskich, wartościowe elementy europejskiej gospodarki wyciągnąć do Ameryki, by przyśpieszyć i wzmocnić proces jej reindustralizacji, resztę potraktować jako zasób.
O jakiej broni myślę? O narzędziu, którym amerykańska polityka posługuje się z powodzeniem od czasów Kennedy’ego: prawach obywatelskich.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.